niedziela, 21 września 2008

Hope cz. 2

*
Tym razem Hope wyjątkowo szybko pokonał odległość z padoku do boksu. Gdy tylko stajenny otworzył wybieg, ruszył galopem. Owszem, często spieszył się do jedzenia, ale ten raz był inny. Gdy wpadł do swojego boksu nawet nie spojrzał na owies. Już od progu krzyczał: „Ciociu Matyldo, ciociu Matyldo!”
Matylda zdziwiona spojrzał na małego Hope. Pierwszy raz przemówił.
- Co się stało, Hope?
- Widziałem dzisiaj niesamowitego konia, on latał! I odezwał się do mnie! I wszyscy byli zachwyceni! I w ogóle się nie męczył! I powiedział do mnie „cześć mały”! I mrugnął! I był piękny, ja też taki chcę być!!!
- Tak? Matylda kryła swój uśmiech. – To dobrze. Bądź taki jak on.
- Ale kto to? Kim jest ten koń?
- To hanowerski ogier, doskonały skoczek, świetna kondycja, zdrowy, silny. Przynosi stajni sławę i jest jej chlubą.
- Ja też chcę przynosić sławę i być chlubą!
- Doskonale. Na to liczy nasz właściciel. Po to cię kupił.
- Naprawdę? To ja też mogę być taki piękny i tak cudnie skakać?
- No siwy raczej nie będziesz. Ale jak sumiennie popracujesz, to pewnie, że tak.
Matylda już wracała do jedzenia, gdy znów usłyszała:
- Ciociu Matyldo!
- Jak milczał, to jak zaklęty, a teraz mu się paszcza nie zamyka. Nadrabia czas milczenia, czy co? – westchnęła Matylda.
- Tak, Hope?
- Ale jak on się nazywa, jakie ma imię? Muszę znać jego imię!
- To Torbiel.
- Torbiel??? Ale piękne!!!
- Piękne??? – Matylda kręcąc głową wróciła do jedzenia.
Co zauroczenie może zrobić z koniem. Już wiele słyszałam, ale uznać Torbiela za piękne imię???
*
Z każdym dniem robiło się cieplej. Hope teraz nie mógł doczekać się na pastwisku widoku skaczącego Torbiela. Podobno przygotowywał się do zawodów. Kiedy ten wchodził na maneż, mały Hope podchodził do ogrodzenia i patrzył, patrzył, patrzył… Czasami zrywał się do nagłego galopu, radośnie brykając i znowu wracał do obserwacji. Natomiast gdy zostawał sam, bawił się z cieniem w skoki. Podskakiwał tak póki starczyło mu sił. Wyobrażał sobie, że jest Torbielem, że to jego podziwiają, zachwycają się nim.
Raz udało mu się nawet przeprowadzić wielką ucieczkę i pobiec do stajni, w której mieszkał Torbiel. Stajenny się dziwił i trochę gniewał, ale było warto. Kiedy dobiegł do boksu, w którym mieszkał Torbiel, stał jak oczarowany. Drzwi boksu Torbiela obwieszone były kolorowymi papierowymi kwiatami, podobno to zdobyte nagrody. Hope miał wrażenie, że widzi kawałek końskiego nieba, było tak jasno i pięknie. Torbiel przeżuwając owies powiedział: ”O! Mały Hope, skąd się tu wziąłeś?!”.
Hope zaledwie zdążył odpowiedzieć „Eeee, jaaa…” i już stajenny pokrzykując prowadził go trzymając za kantar. Po chwili oszołomienia Hope zupełnie nie zważając na stajennego regularnie podskakiwał i rżał „ON ZNA MOJE IMIĘ!”.
*
- Ciociu Matyldoooo!
- Co się stało?
- Byłem u Torbiela!!! Widziałem jego stajnię i boks! I wiesz co???
- Nie wiem. Co?
Matylda ukrywała uśmiech. Cieszyło ją gadulstwo Hope’a. Świat stawał się pełniejszy w jego obecności.
- Torbiel zna MOJE imię!
- Naprawdę?
- Tak! Tak! Tak! Jestem taki szczęśliwy!

Brak komentarzy: