niedziela, 21 września 2008

Hope cz. 5

*
Nie minęły dwa tygodnie, gdy Hope rozpoczął swoje pierwsze zmagania. Zbudowany szereg przeszkód rzeczywiście przygotowany był dla niego. Człowiek, również zwany trenerem wpędzał go tam i kazał skakać. Hope początkowo bardzo się bał, ale gdy drżący i przerażony stawał w miejscu, słyszał kojący głos Torbiela : „Dalej, śmiało, dasz radę, skacz!”. I skakał. Ilekroć resztką sił i odwagi pokonywał kolejną przeszkodę, powtarzał sobie to dla Torbiela! Będę walczył dla niego!
*
Gdy odpoczywali później na sąsiadujących wybiegach, Torbiel udzielał mu rad. Zwracał uwagę na błędy, mówił, co trzeba robić, by nie zahaczyć, nie przewrócić. Z jaką prędkością biec i w którym miejscu najlepiej się wybić. I całe szczęście, że Torbiel opiekował się i doradzał Hope’owi, bo ten człowiek... Kto by go tam zrozumiał?! Wrzeszczał, biegał, rzucał, bił... No niby nie mocno, nie bolało, ale hałasu przy tym robił jak sto kobył! A do tego ni w ząb końskiego języka. Jak ja bym zrozumiał to jego pohukiwanie?! Całe szczęście, że był Torbiel.
*
Hope okazał się bardzo zdolnym koniem – skoczkiem. Jednak to dopiero był początek nauki. Skoczyć samemu to była radość, przyjemność, ale gdy na grzbiecie zasiadł człowiek... To było okropne, wiercił się, zmieniał pozycję, co powodowało utratę równowagi przez Hope’a. Początkowo wydawało mu się, że na prostej drodze nie uniesie tego ciężaru, z czasem jednak nabierał sił, pewności, aż pewnego dnia był w stanie skoczyć z człowiekiem na grzbiecie. Torbiel cały czas towarzyszył mu obserwując i podpowiadając. Zdawało się, że ludzie rozumieją potrzebę obecności Torbiela, bo ilekroć Hope zaczynał trening, to Torbiel był wypuszczany na wybieg obok.
Kiedy jeździec za mocno dokuczał Hope, Torbiel krzyczał „teraz”, a Hope brykał. Wtedy każdorazowo jeździec sam pokonywał najbliższą przeszkodę, a Hope i Torbiel rżeli radośnie w akcie zemsty. Jednak z reguły były to pracowite treningi, pełne pokory, cierpliwości i wytrwałości.
*
Nadszedł dzień, gdy Hope został przygotowany do swoich pierwszych zawodów! Bardzo się bał, właściwie ze strachu wcale nie cieszył się na nie. Zwłaszcza, że Torbiel chcąc dobrze przygotować swojego podopiecznego opowiadał o tłumach ludzi, krzykach, kolorach, niesamowitych przeszkodach, napięciu... Kto o zdrowych zmysłach miałby ochotę na to? Ale z drugiej strony... Hope’a gryzła ciekawość. Skoro Torbiel opowiada o tym z takim przejęciem, skoro wszyscy byli z niego dumni, był najważniejszy, najpiękniejszy?
Hope postanowił po prostu wytrzymać. Gdy pokonywał przeszkody myślał o Torbielu, to dla niego się starał, dla niego skakał, dla niego chciał wygrać. I... Wygrał!!! Ależ szczęśliwy wracał do stajni. Wszyscy go klepali, chwalili, ściskali. Czuł się bohaterem! A jedyne o czym marzył, to opowiedzieć o wszystkim Torbielowi!

Brak komentarzy: